czwartek, 8 marca 2012

zostało mało czasu a roboty mastodontycznie ogromniaście dużo- początki szkicu do okładki gry Zelda


piątek, 24 lutego 2012


mongolski wojownik w gnomo skrzacim ciele z dodatkiem azteckiej broni wersja przed i po zabiciu wielkiej osy ;) 




środa, 15 lutego 2012

każdy bohater ma swoje 8 godzin w mordorze nie?

kiedy człowiek się starzeje to dostaje aparat. Taki np. do ucha, albo taki do ręki co nim można zdjęcia robić -ja robiłem całą kliszę naświetliłem perforacji nie szczędziłem AMEN




wtorek, 14 lutego 2012


               Nazywał się Tuba i był goblinem. Co w rzeczy samej jest wskazówką co do ogromu uczuć jakim darzyli go rodziciele. Mało, że goblin to jeszcze Tuba, ba co gorsza nawet trudno mówić o nim jako o goblinie – bo ojciec był czymś co w szerokim świecie Bagna określano mianem „skrzyżowania świńskiej dupy i nietopyra z podrasowanymi racicami”- racice u nietopyrów? Ano widać miejscowi takowe nietopyry widywali...No więc Tuba był co najwyżej goblinem tytularnym, i z tytułu tego tytułu miewał kłopotów; jak to mawiała starszyzna tyle, co średnio wyrośnięta czarownica czyraków na zadku. Lecz kłopot aktualny, wydawał się być istnym czyrakowym guru, matuzalemem środka tyłka...otóż Tuba spopielił (dosłownie)...uwielbiany przez wszystkich Bagniarzy Czerpak Piwny- magiczne cacko stworzone przez ukochanego po wszelkie czasy wielkiego Balbuka- stworzony ku uciesze nałogu swego stwórcy, który to nałóg prawdę powiedziawszy był „dziedzicznym obciążeniem przekazywanym w genach od pokoleń wszystkim goblinom”, lecz przez wzgląd na moralizatorską siłę propagandy, oraz ogólnie przyjętą „złotą zasadę prostoty wypowiedzi” od pewnego czasu był określany mianem- tradycji. Jednym słowem Tuba napytał sobie biedy, a wszystko przez czcigodnego ojczulka, który prócz wątpliwego pochodzenia przekazał potomkowi dar magii. Magii nie byle jakiej, bo nie tej spod znaku królików z kapelusza, nie żadnej goetii czy innego szamanizmu, ale czystej nieokiełznanej pierwotnej siły kreacji i dowolnego kształtowania rzeczywistości, nad którą nasz biedny prawie goblin nie miał najmniejszej kontroli.
Mieszkańcy bagna od dłuższego czasu gromadzący się wokół Tuby, z rozdziabionymi gębami wpatrywali się  w dogasający efekt jego magicznego wybryku, ktoś kwilił, ktoś systematycznie pociągał nosem, ktoś zemdlał. Lecz jak zwykle zdrowym rozsądkiem i najwyższym zrozumieniem dla uczuć ogółu wykazał się burmistrz Sztrutzel, jednym słowem wyrażając jednoczącą wszystkich myśl
-kurwa!
Osadzone głęboko świńskie ślepia Strutzla wwiercały się w Tubę przez dłuższą chwilę, przy akompaniamencie narastającego od kilku chwil groźnego pomruku plemiennej braci. Za oczami podążył paluch, wielki, ciężki, zielony, oskarżycielsko wskazujący kulącego się goblina. Palec, niczym sygnał trębacza ogłaszający początek starcia turniejowego, zapowiadający nieuchronną jatkę i długie, długie bicie, uruchomił to co w Bagniarzach  plasowało się tuż za pijaństwem. Uwielbienie do prania po pysku. Zielona masa z rykiem puściła się w kierunku Tuby, by prać, rwać, deptać, ubić, wskrzesić aby ubić ponownie ku potomności, i ... wszystko zamarło. Dosłownie zatrzymało się niczym na dziwacznym obrazie. W jednej chwili po prostu stanęło. Pięści Ulabula co Nosi Balię zawisły kilka centymetrów przed nosem Tuby, złowrogo zaostrzony chodak wiedźmy Prutasy ciśnięty ze śmiertelną precyzją lewitował tuż koło lewego ucha goblina... cdn